piątek, 20 grudnia 2013

Rybka jest w grze - Wesołych Świąt!



"Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku, idą Święta..."

poniedziałek, 25 listopada 2013

Quiche z miodowo - musztardowym łososiem, kaparami i serem brie



Aura za oknem, określając delikatnie - nieciekawa. Nie ważne, że powinnam właśnie pisać esej, czytać Dickensa, tudzież zakuwać gramę. Ważne, że dziecię już smacznie śpi :) Czas zatem opowiedzieć o czymś smacznym na kolację.

wtorek, 8 października 2013

Tylko dla mężczyzn - szarlotka

Dziś coś na szybko i z przymrużeniem oka ;)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Troszkę dłuższa przerwa



Na początku roku wspominałam, że w 2013 roku czekają mnie jeszcze większe zmiany niż dotychczas. Jest to najprawdopodobniej największa zmiana jaka może się przydarzyć w życiu. 

sobota, 13 lipca 2013

Się dzieje - ZBLIŻENIE NA JEDZENIE 17-20 lipca, Poznań

Już dziś chciałabym Was serdecznie zaprosić na wydarzenie, które będzie miało miejsce w przyszłym tygodniu w Poznaniu.
Mowa o akcji "Zbliżenie na jedzenie", która odbędzie się w REforma Studio w dniach 17-20 lipca 2013 roku.  



piątek, 12 lipca 2013

Ciasteczkowo - imbirowe szaleństwo




Na początku były przygotowania do remontu. Później tymczasowy desant - przeprowadzka do teściów na czas remontu właściwego. W międzyczasie sesja egzaminacyjna, sto tysięcy problemów związanych z rearanżacją mieszkania (to nasz pierwszy remont - gdybym tylko wiedziała, że te wszystkie niestworzone opowieści o remontach są prawdziwe...) i mega sprzątanie, jakiego nasze mieszkanie nie przeżywało chyba od czasów wprowadzki :)
Tym sposobem miałam ponad miesięczną przerwę nie tylko od gotowania ale i blogowania.

Czas najwyższy nadrobić kulinarne zaległości. 

wtorek, 21 maja 2013

Prawdopodobnie najbardziej pomarańczowe ciasto na świecie

Uwielbiam desery, które serwuje się na ciepło. Wszelkiego rodzaju brownie, tarty, szarlotki czy owoce zapiekane pod kruszonką. Jeśli jeszcze dodatkowo dochodzą do tego lody - to już w ogóle jestem wniebowzięta.
To, co tym razem przygotowałam do tzw. "kawy" nie jest żadnym z powyższych przysmaków, lecz wierzcie mi na słowo - jest ni mniej, ni więcej tylko SZAŁOWE.
Oto przedstawiam absolutną rewelację.


Ciasto totalnie pomarańczowe. Nadzwyczaj aromatyczne, lekkie i bardzo wilgotne.
Ciasto - marzenie. Proste, mało czasochłonne i przepyszne, mówiąc krótko.



Składniki:
dla tradycyjnej okrągłej formy o średnicy 24 cm (choć ja przygotowywałam z połowy porcji w formie prostokątnej)
czas pieczenia ok. 30-40 min 
oryginalny przepis zaczerpnięty ze strony Davida Lebovitz'a, którego blog szczerze polecam

ciasto
  • skórka starta z 4 pomarańczy
  • skórka starta z 1 cytryny
  • 300 g cukru
  • 200 g masła o tzw. temp. pokojowej
  • 240 g migdałów (mogą też być mielone)
  • 110 g mąki
  • 4 jajka o tzw. temp. pokojowej
  • szczypta soli
syrop pomarańczowy
  • 180 ml soku z pomarańczy i cytryny (wykorzystajcie do tego obtarte ze skórki owoce)
  • 75 g cukru

Przygotowanie:

ciasto
  1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Wyłóż formę papierem do pieczenia lub nasmaruj ją tłuszczem i obsyp kaszą manną.
  2. Zmiel w melakserze cukier wraz ze skórką startą z cytryny i pomarańczy.
  3. W misce zmiksuj na gładką masę masło z mieszaniną cukru i cytrusowych skórek.
  4. Zmiel (razem) w melakserze migdały, mąkę i sól. Migdały muszą być miałkie.
  5. Dodaj do masła połowę migdałowej mikstury a następnie jajka - jedno po drugim, zatrzymując od czasu do czasu mikser, by zeskrobać ciasto z boków miski.
  6. Dodaj resztę migdałowej masy i miksuj tak długo, aż wszystkie składniki idealnie się połączą (ok. 3-5 min).
  7. Przełóż ciasto do formy i wyrównaj powierzchnię.
  8. Piecz ok. 30 - 40 minut, sprawdzając co pewnien czas patyczkiem (począwszy od ok. 20 minuty pieczenia). Ciasto powinno być upieczone, ale wilgotne - w związku z czym patyczek nie powinien być idealnie czysty, ale też nie oblepiony ciastem. Ja korzystam z elektrycznego piekarnika, środkowej półki, program nastawiony na pieczenie "od dołu".
  9. W czasie pieczenia ciasta przygotuj syrop. 
  10. Kiedy ciasto będzie gotowe - wyjmij je z piekarnika i póki będzie gorące wklep w nie (przy pomocy pędzelka) część syropu pomarańczowego. Pozostały syrop przelej do słoiczka i wstaw do lodówki - przyda się do późniejszego serwowania ciasta na ciepło.
  11. Pozostaw ciasto w formie do całkowitego wystygnięcia.
syrop
  1. W rondlu doprowadź do wrzenia sok z cytrusów z cukrem. Gotuj tak długo aż cukier się rozpuści a następnie zdejmij z ognia.
Wg mnie, ciasto to jest najlepsze, kiedy jest podawane na ciepło z lodami waniliowymi. W tym celu każdą przeznaczoną do spożycia porcję podgrzewamy przez ok. 1 minutę w mikrofalówce, następnie nasączamy syropem pomarańczowym (by ciasto za każdym razem było przyjemnie wilgotne) i wstawiamy na kolejne 1 - 2 min do mikrofali. Dodajemy gałkę lodów waniliowych i voila!
Niebo, tudzież pomarańcze, w gębie :)


Smacznego!

wtorek, 30 kwietnia 2013

Risotto z cukinią, porem, kozim serem i krewetkami

Potraw z ryżem u mnie jak na lekarstwo. 
Przyczyny takiego stanu rzeczy należy doszukiwać się w zamierzchłej przeszłości - w moich czasach licealnych. Wtedy to moja rodzina musiała się nieźle nagimnastykować, bym zjadła na obiad ziemniaki. Jako mieszkanka Pyrlandii miałam tym bardziej pod górkę. Jednak rodzina była dość wyrozumiała i pozwalała, w ramach zamiennika, konsumować ryż. 
Tym oto sposobem moja awersja do ziemniaków po kilku latach przerodziła się w niechęć do ryżu :) 
Nie dla mnie były paelle, risotta, tandoori tudzież chińszczyzna, w których ryż gra pierwsze skrzypce. Do czasu.




Myśl o przygotowaniu risotto prześladowała mnie od kilku dobrych miesięcy. Zdążyłam się już nawet zaopatrzyć w ryż arborio.  Ale nadal ani nie miałam konkretnego pomysłu na dodatki ani ochoty na ryż. Aż do dziś.



Składniki:
porcja dla 2 osób
czas przygotowania: ok. 1 h i 15 min (razem z przygotowaniem bulionu)

  • 0,5 litra bulionu drobiowego lub warzywnego (ja zrobiłam warzywno - krewetkowy)
  • 25 g masła
  • 1/2 czerwonej cebuli (posiekana w drobną kostkę)
  • 1/3 pora (zielona część, posiekana w pół - krążki)
  • 100 g ryżu arborio
  • 1 cukinia (pokrojona w ćwiartki o grubości ok. 0,8 cm
  • 14 krewetek (z bulionu)
  • 150 ml (1/3 szklanki) białego wina
  • sól, pieprz
  • 100 g sera koziego twarogowego
  • 50 g sera Rubin lub parmezanu (starty na drobnych oczkach)
  • garść posiekanej natki pietruszki

Bulion:

  • 1 cebula
  • 1/3 pora
  • 1 marchew
  • 1 pietruszka
  • 1 liść laurowy
  • 10 ziaren pieprzu
  • sól (do smaku ok. 1/4 - 1/2 łyżeczki)
  • 14 krewetek (ja wykorzystałam mrożone o wielkości 31-40)
  • 650 ml wody

Przygotowanie:

bulion

  1. Obierz cebulę z łupinek i w całości obpal ją odrobinę z każdej strony nad palnikiem. 
  2. Obierz i umyj marchew, pietruszkę oraz por. Pozostaw warzywa w całości.
  3. Do garnka wlej wodę oraz włóż wszystkie składniki (obpaloną cebulę, por, marchew, pietruszkę, liść laurowy, pieprz, sól i krewetki).
  4. Gotuj na małym ogniu ok. 30 - 40 min.
risotto

  1. Na dużej i dość głębokiej patelni podsmaż na maśle cebulę i por. Gdy lekko się zeszklą dodaj krewetki z bulionu a następnie pokrojoną cukinię i smaż kolejne 2-3 minuty.
  2. Dodaj ryż i zwiększ ogień na palniku. Mieszaj. Gdy ryż będzie prawie transparentny dodaj wino. 
  3. Gdy wino wyparuje zmniejsz ogień na palniku do najmniejszego możliwego. Dolewaj do patelni po małej chochelce bulionu. Dopraw odrobiną soli i pieprzu cały czas mieszając. Kolejną porcję bulionu dodaj dopiero wtedy, gdy poprzednia zostanie całkowicie wchłonięta przez ryż.
  4. W małym naczyniu wymieszaj starty ser rubin z rozdrobnionym kozim serem.
  5. Gdy ryż wchłonie ostatnią porcję bulionu, zdejmij patelnię z ognia. Dodaj sery i dokładnie wymieszaj. Całość posyp natką pietruszki.
  6. Gotowe. 
Przyznam, że zabierając się za to risotto nie spodziewałam się nadzwyczajnych doznań smakowych. Tym milej się rozczarowałam, kiedy go spróbowałam. Ryż był jędrny i dość zwarty (w niczym nie przypominał chińszczyźnianej ciapy), cukinia chrupka a wyrazu całej potrawie nadał kozi ser. 
Krótko mówiąc - risotto to uważam za całkiem udany debiut. Być może było to moje pierwsze podejście do tego dania, lecz z pewnością nie ostatnie.

Smacznego! 

czwartek, 25 kwietnia 2013

Opcja dla Ciasteczkowego Potwora - Ciasteczka owsiane z rodzynkami

Każdy ma czasem ochotę na słodkie małe co nieco. To chyba normalne. 
Ja ostatnimi czasy odczuwam wzmożony niedosyt słodkości. Winę za to uczucie mogę oczywiście zrzucić na barki chandry, biologii, hormonów (zarówno ich wzrostu, jak i spadku) lub po prostu brzydkiej pogody (czysto hipotetycznie, gdyż aura wyraźnie nas w tej materii rozpieszcza). Fakty pozostają jednak niezmienne. Jestem po prostu typowym poznańskim "Słodkim Pamprem". Przyznaję się bez bicia. Każda ilość łakoci wydaje się być niewystarczająca i tylko resztki zdrowego rozsądku hamują mnie przed nadmierną ich konsumpcją.
Świadomość własnej ułomności wcale nie sprawia, że sumienie mi odpuszcza, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wręcz przeciwnie! Dodatkowym wyrzutem jest fakt, że nadprogramowe kalorie (niestety) nie idą w biust, tylko przeważnie wszędzie indziej.

Tak czy owak, sytuacja ta wymaga jakiegoś rozwiązania. 

Rozwiązanie pierwsze - wizyta w sklepie i nabycie wszystkiego czego dusza zapragnie: czekolady, ciasteczek, żelków, batoników, babeczek i czego tam jeszcze do szczęścia potrzeba.

Rozwiązanie drugie - wizyta w kawiarni i degustacja wymyślnego ciasta w wersji na ciepło lub na zimno, z lodami i z bitą śmietaną.

Rozwiązanie trzecie - upieczenie swoich ulubionych ciasteczek, z takimi dodatkami na jakie akurat przyjdzie ochota.


Dziś wybrałam "bramkę nr 3", która, w porównaniu do opcji pierwszej i drugiej, ma zdecydowanie więcej zalet.
Przede wszystkim mamy wpływ na skład ciasteczek. Możemy zadbać, by nie zawierały większej ilości cukru niż zaplanujemy. Sami również nie dodamy nadprogramowych E, spulchniaczy, konserwantów, sztucznych barwników i tym podobnych cudów inżynierii kulinarnej. 


Możemy dowolnie skomponować smak wybierając odpowiednie dodatki. W tym przypadku wybrałam płatki owsiane, rodzynki, odrobinę wiórków kokosowych, cynamon, imbir i syrop klonowy.


Koniec końców - po upieczeniu i degustacji pierwszego ciacha - uczucie wewnętrznej satysfakcji jest bezcenne. Uśmiech nie znika z naszej twarzy nawet po kilku minutach od spałaszowania naszego "dzieła".  
   
Chyba każdy z nas w końcu kryje w sobie Małego Ciasteczkowego Potwora :) 
Z pozdrowieniami 



Składniki:
ok. 40 ciastek
przepis zaczerpnęty z książki "Ciasteczka" autorstwa Carli Bardi

  • 225 g mąki
  • 50 g wiórków kokosowych
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 1/2 łyżeczki zmielonego imbiru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 250 g miękkiego masła
  • 200 g brązowego cukru
  • 1/3 szklanki syropu klonowego
  • 1 jajko
  • 1 i 1/2 łyżeczki olejku waniliowego
  • 375 g płatków owsianych
  • 180 g rodzynków


Przygotowanie:

  1. Rozgrzej piekarnik do temp. 170 - 180 stopni Celsjusza oraz dużą blachę wyłóż papierem do pieczenia.
  2. W jednej misce wymieszaj składniki suche tj. mąkę, wiórki kokosowe, sodę, cynamon, imbir i sól.
  3. W innej dużej misce utrzyj masło z cukrem na kremową masę. 
  4. Następnie dodaj syrop klonowy i ucieraj dalej.
  5. Kontynuując ubijanie dodaj jajko i olejek waniliowy.
  6. Gdy masa będzie miała jednolitą i gęstą konsystencję dodawaj stopniowo płatki owsiane i rodzynki i mieszaj starannie drewnianą łyżką, tak by płatki i rodzynki pozostały w całości. Masa powinna być bardzo gęsta.
  7. Nabieraj ciasto łyżką i formuj z niego krążki o średnicy ok. 3,5 cm i grubości ok. 0,8-1,0 cm. Rozłóż je na blasze w odległości ok. 2,5 cm jedno od drugiego.
  8. Piecz ok. 15 - 20 minut. 
  9. Po wyjęciu z piekarnika wyłóż je na twarde, płaskie podłoże, by lekko stwardniały. 

Smacznego!

piątek, 19 kwietnia 2013

Szafranowo - cynamonowe tagliatelle z krewetkami

Szafranu już dawno u mnie nie było. Makaronu również. Jako zdeklarowana makaroniara musiałam w końcu zmienić ten stan rzeczy. Nie miałam jednak ochoty ani na sos typowo pomidorowy, ani serowy. A że aura za oknem zachęca do kulinarnych eksperymentów - zainspirowana postem Pookcooka postanowiłam wypróbować szafranowo - cynamonowe połączenie zaproponowane pierwotnie przez Jamiego Oliwera. 


Wprowadziłam drobne zmiany do pierwotnego składu potrawy. Po pierwsze - wybrałam, uwielbiany przeze mnie, makaron tagliatelle zamiast spaghetti. Po drugie - anchois (ze względu na braki na stanie) zastąpiłam mniej słonymi, ale równie wyrazistymi w smaku kaparami (tych u mnie zawsze dostatek:)). Po ostatnie - w moim mieście świeżych krewetek - jak na lekarstwo, pozwoliłam sobie zatem na odrobinę swawoli i posiłkowałam się skorupiakami mrożonymi.


Składniki:
porcja dla 2 osób
  • 10 gniazd tagliatelle 
  • 20 krewetek 31-40
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 pokrojone pomidory pelatti
  • 2 łyżki kaparów
  • 1 łyżeczka startej skórki z cytryny
  • 1/4 łyżeczki przyprawy chilli
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 1/4 łyżeczki szafranu
  • 1 łyżka natki pietruszki
  • 1 łyżka oleju/oliwy
  • sól, pieprz, cukier - do smaku
 
 
Przygotowanie:  
 
1. Włóż do miski mrożone krewetki, a następnie zalej je wrzątkiem.
2. Zalej szafran 2 łyżkami gorącej wody.
3. Ugotuj makaron wg wskazań na opakowaniu w lekko osolonej wodzie.
4. Podgrzej olej na patelni, a następnie wrzuć przeciśnięty przez praskę czosnek, kapary, chilli i cynamon. Mieszaj, by smaki połączyły się. Dodaj napar z szafranu i ponownie dokładnie wszystko wymieszaj.
5. Dodaj (odsączone z wody) krewetki i smaż dalej ok. 1 minuty. 
6. Dorzuć do patelni pokrojone pomidory oraz natkę pietruszki.
7. Dopraw wszystko odrobiną soli (jeśli trzeba), pieprzu oraz cukru (0,5 łyżeczki).  
8. Na koniec dodaj do powstałego sosu makaron i dokładnie wymieszaj. 


Połączenie szafranu, cynamonu, cytryny i krewetek jest dla mnie czymś nowym, lecz jednocześnie bardzo ciekawym. Potrawa jest lekka, a za sprawą przypraw oraz kaparów wyrazista w smaku. 
Kolejnym razem z ciekawości sprawdzę, jak przypadnie mi do gustu wersja z anchois.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Dzień Pod Pierogiem u Gruszki z fartuszka

O tym, że kulinarna blogosfera przyjazną jest - już wspominałam. Dziś mam do zaprezentowania dowody w postaci krótkiej relacji z "Dnia pod pierogiem" organizowanego przez Marię - autorkę bloga Gruszka z fartuszka.


Jakiś czas temu została utworzona na facebookowym profilu grupa Wielkopolskich blogerów kulinarnych, do której (ku mojej radości) zostałam w ubiegłym roku zaproszona.
Dzięki temu internetowemu udogodnieniu blogerzy z Wielkopolski komunikują się, dzielą opiniami, informują o różnych ciekawych wydarzeniach czy sami organizują spotkania. Taka okazja do spotkania, pogadania oraz wspólnego gotowania została tym razem zainicjowana przez Gruszkę. 
Tym sposobem w ubiegłą sobotę spotkaliśmy się my: Maria z Gruszka z fartuszka, Jolanta z mężem z Damsko męskie spojrzenie na kuchnię i dom, Grażyna z Grażyna gotuje, Dorota z Kuchenne szaleństwa, Ewelina z Przy kubku kawy, Kasia z W krainie smaku i ja.

Nie obyło się oczywiście bez małego dreszczyku emocji i o mały włos nie wzięłabym udziału w tym wydarzeniu, a to wszystko za sprawą mojego roztrzepania i pomylenia dat. Gdyby nie ostatki mojego refleksu ze wspólnego pierogowania byłyby tzw. nici.

Zasady pierogowania zostały przez nas wspólnie określone - każdy miał stawić się z przygotowanym przez siebie farszem.
Po dotarciu do Marysi okazało się, że solidny zapas mąki do przygotowania pierogów został zapewniony przez firmę Lubella.



Przygotowane zostały następujące farsze (od lewej, zgodnie z kierunkiem ruchu zegara):
  1. Suszone śliwki - Ewelina
  2. Kurkowy - Jolanta
  3. Mięsny z koperkiem - Grażyna
  4. Twarogowy z miodem, suszonymi śliwkami, daktylami, słonecznikiem i miodem - ja
  5. Szpinakowy z serem feta, szynką i boczkiem - Dorota
  6. Czerwona soczewica z przyprawami - Kasia
  7. Żółta soczewica z przyprawami - Kasia
  8. Ricotta z suszonymi pomidorami - Marysia
Zabraliśmy się zatem za przygotowanie, wałkowanie i wykrawanie ciasta oraz nadziewanie go rozmaitymi farszami. 
Jolanta zaprezentowała swój patent na zawijanie z falbankami, dzięki któremu pierogi prezentowały się naprawdę godnie.


Poniżej zamieszczam przepis na rewelacyjne ciasto pierogowe (bez konieczności podsypywania co chwilę mąką) wg receptury Babci Gruszki:
ok. 60 szt. pierogów
  • 1 kg mąki
  • 1 jajko
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki oleju
  • płaska łyżeczka soli
  • 1,5 kubka gorącej wody
Wszystkie składniki łączymy ze sobą i wyrabiamy ciasto tak długo, aż osiągnie plastyczną konsystencję. Ciasta absolutnie nie trzeba podsypywać mąką. Dla mnie - bomba.

Farsz twarogowy z suszonymi śliwkami, daktylami, słonecznikiem i miodem:
  • 1 kg sera twarogowego półtłustego
  • ok. 0,5 szklanki mleka
  • 2 czubate łyżki miodu (mój był skrystalizowany)
  • 3 garści suszonych śliwek pociętych na ćwiartki
  • 3 garści suszonych daktyli pociętych na ćwiartki
  • 0,5 szklanki ziaren słonecznika
W dużej misce miksujemy ser i miód oraz stopniowo dodajemy mleko - taką ilość by ser nie był zbyt suchy. Możecie również użyć sera tłustego - wtedy mleko prawdopodobnie okaże się zbędne. Następnie dodajemy pokrojone suszone owoce oraz słonecznik. Mieszamy delikatnie łyżką i gotowe!

Nie wiem za jaką przyczyną, ale ilekroć pomyślę o robieniu pierogów wydaje mi się, że ich przygotowanie jest niezwykle czasochłonne. Do czasu, kiedy zaczynam je przygotowywać. Wtedy za każdym razem okazuje się, że moje wcześniejsze przemyślenia były błędne.

Tak czy owak, czas spędzony na wspólnym pierogowaniu zleciał w oka mgnieniu. W podobnym tempie rozeszły się dziesiątki przygotowanych przez nas pierogów. Było pysznie pod każdym względem:)

Serdeczne podziękowania dla Marysi za organizację spotkania i zaproszenie:) oraz pozostałych blogerów za udostępnienie zdjęć - mnie w ataku roztrzepania umarła bateria w aparacie:(

środa, 10 kwietnia 2013

Urodzinowe babeczki kawowe

Odczuwałam poświąteczny babkowy niedosyt. Postanowiłam więc uraczyć się dodatkową dozą tego wypieku. Żeby nie było zbyt nudno, zamiast piec ciasta w typowej keksówce postanowiłam zaszaleć i użyć... form do babeczek! Ach, ta nieobliczalna i kreatywna ja;) Ale sama zmiana formy okazała się być niewystarczającą fanaberią. Musiałam dokonać pewnych zmian smakowych. Jadłam już ostatnio babeczki cytrynowe, babkę z makiem i z kakaowym kleksem, ale babeczki kawowe - to totalna nowość!:)

 
Składniki:
12 babeczek
  • 175 g przesianej mąki pszennej
  • 175 g cukru
  • 175 g miękkiej margaryny lub masła
  • 3 jajka
  • 8 łyżeczek kawy rozpuszczalnej lub mega mocnego (np. podwójnej lub potrójnej mocy) espresso
  • 3 łyżki gorącej wody 
  • 1/8 mlecznej czekolady

 Przygotowanie:
  1. Rozgrzej piekarnik do 160 stopni Celsjusza.
  2. Wyłóż formy do babeczek papierowymi foremkami.
  3. Zmiksuj w misce mąkę, cukier, tłuszcz oraz jajka - tak  by miały dość puszystą konsystencję - ok. 5 min.
  4. W szklance lub małej miseczce wymieszaj kawę rozpuszczalną z 3 łyżkami gorącej wody. Kawa powinna być dość gęsta i bardzo ekstraktywna, by nadać ciastu intensywny kawowy smak. Uprzedzam, że ta kawa nie nadaje się do picia - chyba, że ktoś lubi doznania ekstremalne:)
  5. Stopniowo dodawaj kawę do ciasta, próbując czy jest wystarczająco kawowe. 
  6. Przelej ciasto do foremek i wstaw do piekarnika na ok. 12-15 min.
  7. Wyjmij ciastka z piekarnika i pozostaw do przestygnięcia.
  8. Rozpuść czekoladę w kąpieli wodnej. Nabierz odrobinę czekolady na końcówkę łyżeczki i udekoruj babeczki.


Babeczki mają nie tylko piękny, kawowy kolor, ale przede wszystkim intensywny, kawowy smak. Do pełni szczęścia brakuje już tylko sporej latte, cappuccino lub po prostu zwykłej kawy.



Sama nie wiem jak, kiedy i gdzie, ale właśnie minął rok od dnia, kiedy zamieściłam swój pierwszy wpis na blogu.
Czas pędzi jak zwariowany. Mam wrażenie, że z każdym rokiem przyspiesza coraz bardziej.
Nie przygotowałam na dziś niczego szczególnego. Chciałabym jednak podziękować wszystkim i każdemu z osobna za wszystkie dotychczasowe miłe słowa. To potrafi człowieka podbudować oraz daje niesamowite poczucie satysfakcji.
Gdy rozpoczynałam swoją blogową przygodę, sama nie wiedziałam czego się spodziewać. W zasadzie nie spodziewałam się niczego. Ubiegły rok był dla mnie czasem dość intensywnym, a blog okazał się być świetną odskocznią od spraw codziennych. Dodatkowym zaskoczeniem, jakże pozytywnym, okazała się blogerska społeczność. Nie sądziłam, że znajdę tu pokrewne dusze. Jak widać życie jest pełne miłych niespodzianek:)  

wtorek, 26 marca 2013

Po jaśniejszej stronie mocy, czyli ciasto marchewkowe jasne

Pół dnia zeszło mi na zastanawianiu się co słodkiego bym zjadła. Dookoła milion pomysłów na mazurka i świąteczną babkę... ale Święta dopiero za parę dni - a do tego czasu jakoś przeżyć trzeba!
Szybki przegląd kuchennego inwentarza...orzechy, rodzynki, migdały i... marchewka! 
Ciasto marchewkowe już kiedyś popełniłam - przepis możecie znaleźć tu - klik, tym razem jednak będzie to marchewkowiec w wersji jasnej (czyli bez cynamonu), z orzeźwiającym kremem na bazie serka.


Jak to mam w zwyczaju, przygotowałam ciasto z połowy porcji składników, lecz poniżej przedstawiony przepis odpowiada pełnowymiarowej dużej blasze.

Do przygotowania ciasta marchewkowego w wersji jasnej z kremem będziecie potrzebować:

ciasto
  • 4 jajka
  • 1,5 szklanki cukru
  • 2 szklanki mąki
  • 1 szklankę oleju
  • 2 szklanki startej marchewki (drobne oczka)
  • 1 łyżeczkę proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczkę sody oczyszczonej
  • 0,5 szklanki rodzynek
  • 0,5 szklanki posiekanych migdałów
  • 0,5 szklanki orzechów nerkowca
  • odrobinę płatków migdałowych i brązowego cukru do dekoracji
krem
  • 4 serki Twój smak Piątnica naturalny (lub Philadelphia) czyli ok. 500 g (o temperaturze pokojowej)
  • 150 g masła (o temperaturze pokojowej)
  • 1 szklankę cukru pudru

Przygotowanie:

ciasto
  1. Całe jajka utrzeć z cukrem na puszystą masę.
  2. Powoli dodać olej, cały czas ucierając.
  3. Stopniowo dosypywać mąkę, ucieramy do uzyskania gęstej i gładkiej masy.
  4. Dosypujemy proszek do pieczenia oraz sodę oczyszczoną.
  5. Dodajemy startą marchewkę, rodzynki, orzechy i delikatnie mieszamy łyżką do połączenia składników.
  6. Pieczemy ok. 30-40 minut w temp. 180 stopni w formie wysmarowanej tłuszczem i oprószonej mąką lub wyłożonej papierem do pieczenia.
  7. Czekamy aż ciasto ostygnie, a następnie przecinamy je wzdłuż na pół.
krem
  1. Przekładamy ser do dużej miski i ucieramy mikserem, by nabrał puszystości.
  2. Dodajemy kawałki miękkiego masła oraz stopniowo cukier puder i dalej ucieramy do uzyskania gładkiej masy.
  3. Gdy ciasto jest już zimne nakładamy krem na pierwszą warstwę ciasta, delikatnie nakładamy drugą warstwę ciasta i ponownie nakładamy krem. 
  4. Wierzch ciasta posypujemy płatkami migdałowymi i brązowym cukrem.

Słodycz ciasta, wzbogacona przy pomocy rodzynek, jest idealnie zrównoważona przez niezbyt słodki, a wręcz lekko kwaskowy krem na bazie serka. Jak dla mnie - niebo w gębie:)

Oby do Świąt!

piątek, 22 marca 2013

Kuchnia polska - zupa krem z pora


Dziś po raz kolejny potrawa z kanonu kuchni polskiej, a by być bardziej precyzyjną - kuchni wielkopolskiej.
Nie pierwszy raz prezentuję danie z wykorzystaniem pora, jednak pierwszy raz będzie on odgrywał rolę pierwszoplanową.
Por nie dość, że w roli głównej, to jeszcze podany w formie zupy - kremu. Danie absolutnie bezmięsne, aczkolwiek bardzo sycące.

Postanowiłam przygotować tę zupę po obejrzeniu programu Okrasa łamie przepisy, w którym Pan Karol Okrasa przyrządzał dania rodem z Wielkopolski. Dziwnym zbiegiem okoliczności odcinek ten nagrywany był w mieście, w którym obecnie mieszkam - Środzie Wielkopolskiej.


Składniki: 
porcja dla 2 osób
czas przygotowania: ok. 45 min
stopień trudności: łatwy, średni, trudny
ilość zużytych naczyń: 2
współczynnik bałaganu: mały, średni, duży
  • 3 obrane ziemniaki
  • ½ obranego selera korzeniowego
  • 2 ząbki czosnku
  • 50 g masła
  • ½ łyżki ziaren kolendry
  • szczypta chilli w proszku
  • 1 por
  • 3 – 4 łyżki słodkiej śmietanki
  • 100 g wędzonego twarogu
  • sól, pieprz, olej

Przygotowanie:
  1. Obrane ziemniaki i selera kroimy w kostkę. Czosnek rozgniatamy lub przeciskamy przez praskę. W garnku rozgrzewamy olej, dokładamy masło, a kiedy masło się rozpuści dorzucamy pokrojone warzywa i podsmażamy je mieszając.
  2. Kiedy ziemniaki i seler się zeszklą, dorzucamy pokrojonego drobno pora. Smażymy przez chwilę a następnie doprawiamy roztartymi w moździerzu ziarnami kolendry i ostrą papryczką chilli. Całość zalewamy wodą, tak by przykryła ona warzywa. Gotujemy przez 15 minut, do czasu aż warzywa będą miękkie.
  3. Miksujemy całość na gładką, jednolitą masę, dodajemy słodką śmietankę, sól i pieprz do smaku. Wylewamy zupę na talerze i dodajemy wędzony twaróg.


Prezentowane przeze mnie dzisiaj danie ma same zalety. Po pierwsze zupa z pora jest bardzo prosta i szybka w przygotowaniu. Po drugie jest bardzo sycąca. Po trzecie - zdrowa i po wtóre - tania, bowiem do przygotowania wykorzystujemy nasze lokalne, świeże produkty. Dodatkową zaletą przepisu jest to, że porcja jest dokładnie wymierzona dla 2 osób, dzięki czemu odchodzi problem jedzenia tego samego dania któryś dzień z rzędu.
Mam nadzieję, że przedstawiona przeze mnie lista achów i ochów zachęci Was do wypróbowania tej zupy. Ja jestem nią zachwycona:)


Smacznego!

wtorek, 19 marca 2013

Kuchnia polska - tradycyjne zawijane zrazy wołowe

Okazuje się, że atak nie zawsze jest najlepszą formą obrony. 
Tak się stało za sprawą poprzedniego wpisu i cytrynowych babeczek, które miały zimę na dobre przegonić a podziałały zgoła inaczej, wręcz jak tzw. "płachta na byka". Zamiast rozgrzewających i optymistycznych promieni słońca, za oknem ciągle pada śnieg, a temperatura za nic nie chce przekroczyć magicznego progu 0 stopni. 
Postanowiłam zatem zmienić taktykę i spróbować rozstać się z zimą po dobroci. W roli mediatora wystąpiły tradycyjne, zawijane zrazy wołowe w sosie własnym z boczkiem, chlebem i ogórkiem kiszonym podane z kaszą gryczaną oraz gotowanymi buraczkami.


Wielu dietetyków radzi, by jadać głównie mięso drobiowe i ryby, ze względu na niską zawartość tłuszczu. Przeważnie stosuję się do tej zasady, lecz przychodzi czasem taki dzień, kiedy dobrą wołowiną lub schabowym nie pogardzę.
Nadszedł zatem dzień mojego zrazowego debiutu, gdyż tego dania nigdy wcześniej nie przyrządzałam. 
Przygotowania rozpoczęłam od poszukiwań przepisu idealnego. Po przejrzeniu zawartości posiadanych książek kucharskich oraz zasobów internetu, w końcu zdecydowałam się podążać za poradami Doroty z bloga Co siedzi w garnku?


Składniki:
porcja dla 2 osób
czas przygotowania: 3,5 h
stopień trudności: łatwy, średni, trudny
ilość zużytych naczyń: 5
współczynnik bałaganu: mały, średni, duży

zrazy
  • 4 plastry mięsa wołowego tzw. zrazowego lub od udźca (ok. 800 g)
  • 2 cebule
  • 1 ogórek kiszony
  • 1 plaster wędzonego boczku o szer. ok. 1 cm
  • 4 łyżeczki pikantnej musztardy (np. sarepska lub rosyjska)
  • 1 skibka/kromka chleba razowego  
  • 10 suszonych grzybów (np. podgrzybków)
  • 3 łyżki oleju (np. rzepakowego)
  • 750 ml gorącej wody
  • ok. 0,5 łyżeczki soli (do smaku, więc w zasadzie wg uznania)
  • pieprz
  • 1 kostka wołowa
  • 4 łyżki mąki
  • 2 liście laurowe
  • 5 ziaren ziela angielskiego
  • 10 ziaren czarnego pieprzu
  • 4 wykałaczki lub nić
buraczki
  • 2 duże buraki
  • 1 jabłko
  • 1 duży ogórek kiszony
  • sól
  • pieprz
  • cukier
  • 2 łyżeczki soku z cytryny
  •  kasza gryczana prażona (1 woreczek)


Przygotowanie:

zrazy
  1. Mięso obsypujemy (najlepiej świeżo zmielonym) czarnym pieprzem, a następnie solidnie rozbijamy na duże płaty przy pomocy tłuczka. Nie solimy.
  2. Cebulę kroimy w plastry, po czym obkładamy nią obtłuczone mięso, przykrywamy folią i wstawiamy do lodówki na ok. 30 min.
  3. Ogórka kiszonego tniemy wzdłuż na 4 części. Od kromki chleba odcinamy skórkę w taki sposób, by uzyskać 4 podłużne kawałki. Odkrawamy 4 słupki boczku.
  4. Wyjmujemy mięso z lodówki. Każdy płat smarujemy cienką warstwą musztardy a następnie układamy porcję ogórka, chleba, boczku i odrobinę cebuli. Staramy się złożyć brzegi mięsa do środka i zwinąć w roladki, które spinamy wykałaczką lub obwiązujemy nicią. Obtaczamy roladki w mące.
  5. Połowę pozostałej cebuli szatkujemy w kostkę.
  6. W dużym garnku (raczej o dużej średnicy niż bardzo wysokim) podsmażamy roladki na oleju (w moim przypadku rzepakowym) po czym dodajemy pokrojoną cebulę i smażymy jeszcze przez 2-3 min, by cebula się zeszkliła. 
  7. W osobnym naczyniu rozpuszczamy kostkę wołową w 750 ml gorącej wody. Wlewamy do garnka. 
  8. Dodajemy liście laurowe, ziele angielskie, ziarna pieprzu, sól, grzyby.
  9. Dusimy pod przykryciem, na bardzo "małym ogniu" ok. 2,5 - 3 h od czasu do czasu mieszając, by mięso nie przywarło do dna.
  10. Sos powinien być gęsty i w moim przypadku
buraczki
  1. Myjemy buraki w całości i w skórce.
  2. Gotujemy je w całości w wodzie, do miękkości. Odcedzamy, pozwalamy trochę ostygnąć, a następnie obieramy ze skórki i ścieramy na tarce o najmniejszych oczkach (na papkę).
  3. Na tych samach oczkach tarki ścieramy jabłko oraz ogórka kiszonego.
  4. Mieszamy starte buraki z jabłkiem i ogórkiem po czym doprawiamy solą, pieprzem, sokiem z cytryny i ewentualnie cukrem. Mieszamy a tuż przed podaniem całego dania podgrzewamy w garnku.
  5. Kaszę gotujemy w lekko osolonej wodzie wg wskazań na opakowaniu. 


Przyznaję, przygotowanie zrazów jest dość czasochłonne, lecz uwierzcie mi - czas poświęcony na przygotowanie tego dania nie jest czasem straconym! Danie jest pyszne, sycące i rozgrzewające - w związku z czym żadna zima i inne śniegi w środku wiosny nie będą Wam już straszne:)

środa, 6 marca 2013

Wiosna wiosna czyli cytrynowe babeczki w natarciu

A już myślałam, że ten dzień nigdy nie nastąpi... Wiosna! Słońce wlewa się do domu oknami i balkonem i napełnia energią wszystko co napotka na drodze - nade wszystko domowników:) Nagle człowiek nabiera ochoty, by wcześniej wstać (choć wcale nie musi), czy uporządkować to i owo, które czekało całą zimę aż znajdzie się chwila czasu. No ale przede wszystkim wiosna za oknem - wiosna w kuchni:) Nareszcie!

Ochota nadeszła nagle i niespodziewanie. Nie zakradała się podstępnie, lecz zaatakowała znienacka. Moja reakcja musiała być natychmiastowa. Żeby być szczerą, to nie była decyzja - albo ja albo ona. Takie działanie nie miałoby sensu. No bo po co walczyć z ochotą na babeczkę?:)


Babeczka musiała zostać upieczona - bez dwóch zdań, ale kwestia jaki babeczka będzie miała smak - pozostała w mojej kompetencji. 
Skoro za oknem jest tak jasno i słonecznie, to babeczki niech będą - cytrynowe.

Do przygotowania potrzebne są:
ok. 10 sztuk (duże ceramiczne formy) lub ok. 16 (blacha do muffinek)
czas przygotowania: ok. 45 min.
stopień trudności: łatwy, średni, trudny
ilość użytych naczyń:3
współczynnik bałaganu: mały, średni, duży
  • 300 g mąki 
  • 150 g cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 opakowanie cukru waniliowego
  • 1/4 łyżeczki soli
  • skórka starta z 1 cytryny
  • 2 jajka
  • 250 ml jogurtu naturalnego
  • 125 g masła 

Wykonanie:
  1. W małym garnuszku roztop masło i zostaw do ostygnięcia.
  2. Nagrzej piekarnik do 180 stopni Celsjusza.
  3. Wyłóż foremki  papilotkami do muffinek.
  4. Sparz cytrynę wrzątkiem, a następnie zetrzyj skórkę.
  5. W pierwszej misce wymieszaj łyżką wszystkie suche składniki: przesianą mąkę, cukier, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, sól oraz skórkę z cytryny.
  6. W drugiej misce zmiksuj przestygnięte masło, jogurt naturalny oraz jajka. 
  7. Wlej zawartość drugiej miski do suchych składników i za pomocą łyżki delikatnie wymieszaj - ciasto ma być gęste i niezbyt gładkie. Powinno mieć trochę "chropowatą" strukturę.
  8. Przełóż ciasto do foremek a następnie wstaw do piekarnika na ok. 15 - 20 min. Po ok. 15 minutach sprawdź patyczkiem czy ciasto jest jeszcze surowe - jeśli tak pozostaw babeczki jeszcze w piekarniku, jeśli patyczek będzie suchy - oznacza to, że muffinki są gotowe. Mój piekarnik jest elektryczny, i nastawiłam go w tym przypadku na pieczenie od dołu.   

Babeczki pięknie wyrastają, a cytrynowy aromat rozchodzi się po całym mieszkaniu. Muffinki są lekko wilgotne w środku i mają grudkowatą strukturę - mmhhhhm pycha:)

Moja ochota została zaspokojona w 100%, a babeczki rozeszły się w oka mgnieniu pozostawiając po sobie tylko wspomnienia:)

Oryginalny przepis znajdziecie tu - klik.

piątek, 1 lutego 2013

Korzenno - pomarańczowe kuleczki z suszonymi śliwkami


Za oknem słońce a termometr wskazuje 7 stopni na plusie. Nie inaczej. Gdzie ta zima? Nie żebym jakoś wyjątkowo tęskniła za śniegiem, gdyż w mieście tylko jeden z niego pożytek - jakoś tak czyściej się wydaje, gdy szare ulice pokrywa biały (powiedzmy, że) puch:)

Po co mi ta cała zima, skoro najogólniej rzecz ujmując raczej zaliczam się do grupy osób ciepłolubnych i zdecydowanie nie mogących się doczekać narzekania na zbytni upał niż nadmierne zimno?

Otóż danie, na które dzisiaj mam wyjątkową chrapkę kojarzy mi się z zimową porą - zapewne za sprawą wykorzystywanych do niego składników - przyprawy korzennej, suszonych śliwek czy pomarańczy.

Nie dajcie się jednak zwieść pozorom - to co mam dzisiaj dla Was w zanadrzu nie jest w żadnym przypadku deserem!


Proponuję Wam dziś moją ulubioną wersję kotletów mielonych z cynamonem, przyprawą korzenną i pomarańczami nadziewanych suszonymi śliwkami w korzenno - pomarańczowo - śliwkowym sosie.

Mięso, dzięki dodatkowi zimowych przypraw oraz śliwek ma lekko korzenny smak wzbogacony nienachalnym aromatem suszonych owoców.

Jestem fanką połączeń mięsno - owocowych ze słodkawym zacięciem, a moja dzisiejsza propozycja jest moim faworytem nie tylko ze względu na wyjątkowy smak, ale również niską czasochłonność i koszt wykonania. 

Danie to zazwyczaj podaję z kus kusem, który świetnie się tu sprawdza, lecz równie dobrze może to być kasza jaglana czy pyzy gotowane na parze.

Składniki:
porcja dla 2 osób
czas przygotowania: 30 min
stopień trudności: łatwy, średni, trudny
ilość zużytych naczyń: 4
współczynnik bałaganu: mały, średni, duży
  • 1 szklanka kaszy kus kus
  • 1 łyżka suszonych warzyw (np. Sys)
  • 300 g brokułów
  • sól, cukier (do smaku)
mięso
  • 300 g mięsa mielonego (najlepiej wołowego lub wieprzowo - wołowego)
  • sok z 1/4 pomarańczy (z miąższem)
  • 1 łyżeczka przyprawy korzennej
  • szczypta chilli
  • sól, pieprz (do smaku)
  • ok. 12 suszonych śliwek (2 na jeden kotlet)
sos
  • 1/4 l wody
  • sok z 0,5 pomarańczy (z miąższem)
  • 0,5 łyżeczki cynamonu
  • szczypta (czubek łyżeczki) kardamonu
  •  0,5 łyżeczki przyprawy korzennej
  • 0,5 łyżeczki miodu
  • 8 suszonych śliwek
  • sól



Przygotowanie:
  1. W dużej misce wymieszaj dokładnie mięso mielone z sokiem z pomarańczy, przyprawą korzenną, chilli, solą oraz pieprzem. Sprawdź czy mięso nie jest jałowe w smaku - jeśli tak, dodaj jeszcze trochę soli.
  2. Uformuj z mięsa płaskie "placki" tak, by można było włożyć 2 suszone śliwki a następnie uformować kuleczki, całkowicie przykrywające mięsem owoce.
  3. Zagotuj wodę z odrobiną soli i cukru (ok. 1 łyżeczka soli i cukru na 2 l wody), do której wrzuć brokuły. Ugotuj je al dente - ok. 4-5 min. 
  4. Do małego garnka wlej wodę, sok z pomarańczy, miód, cynamon, kardamon, przyprawę korzenną oraz śliwki. Gotuj na "małym ogniu" od czasu do czasu mieszając.
  5. Na dość dużej patelni (która pomieści kotlety oraz sos z garnka) obsmaż (bez użycia tłuszczu) z każdej strony kotlety tak, by miały chrupiącą skórkę (nie mają być ugotowane, uduszone w sosie) a następnie dodaj sos z garnka. Smaż dalej na patelni na "małym ogniu" do czasu aż sos zgęstnieje a mięso będzie upieczone.
  6. Do miseczki wsyp kaszę kus kus oraz suszone warzywa i zalej taką samą ilością wrzątku. Dopraw solą do smaku. Przykryj talerzykiem i odstaw na jakieś 5 min, by kasza zdążyła napęcznieć.
  7. Nałóż na talerze i gotowe!

 Życzę Wam smacznego:)





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...